Zapewne każdy słyszał o fakirach chodzących po rozżarzonych węglach albo po tłuczonym szkle. Jak to się dzieje, że nie robią sobie krzywdy? A może to tylko mit, barwne opowieści?
Niewątpliwie coś jest na rzeczy. Trudno przecież zaprzeczyć czemuś co się widzi na własne oczy. Podczas programu rozrywkowego, realizowanego w warszawskich Złotych Tarasach, widzowie w studio jak i przed telewizorami mogli obserwować pokaz hipnozy, gdzie jeden z zahipnotyzowanych ochotników skakał po potłuczonych butelkach. Oczywiście stopy pozostały nietknięte.
Czy posiadamy taką władzę nad naszym ciałem, żeby uchronić się siłą woli (lub narzuconym w hipnozie przekonaniem) przed okaleczeniem?

W październiku 2006 osobiście obserwowałem mnicha klasztoru Shaolin, który wytworzył tak szczelną energetyczną barierę, że ostra włócznia nie była w stanie przebić jego skóry, mimo że z całej siły na nią napierał. Skończyło się tym, że drzewiec po prostu się złamał.

Nie są to przypadki odosobnione ani nadzwyczajne. Mnisi nie są nadludźmi czy bogami. W opinii mistrzów Shaolin każdy może dojść do takiej kontroli własnego ciała a jedynym warunkiem powodzenia jest wytrwała praca i NIEZACHWIANA WIARA w możliwość dokonania danej rzeczy.
Równie ciekawym zjawiskiem jest opisywany w medycynie tzw. efekt placebo. Polega on na tym, że poddany eksperymentowi medycznemu pacjent odczuwa wyraźną ulgę w dolegliwościach mimo że zamiast prawdziwego leku podano mu substancję całkowicie obojętną dla organizmu. Wiara w to, że dostał skuteczne lekarstwo jest wystarczająca do uruchomienia sił samoleczenia.
Czy możemy w takim razie wykorzystać temu podobne zjawiska do zapanowania nad własnym zdrowiem, kondycją fizyczną, psychiczną lub po prostu nad własnym życiem?

Nauka twierdzi, że aktywnie wykorzystujemy jedynie około 10% zasobów mózgu. Być może w pozostałych 90% tkwią nieznane nam dzisiaj możliwości kontroli naszego ciała? Jeśli tak jest, to we własnych rękach posiadamy klucze do swojego zdrowia!

Powszechnie znanym środowisku medycznemu faktem jest, że osoby o trudnym charakterze, narzekające i pesymistycznie nastawione do życia leczą się znacznie trudniej niż pacjenci optymistyczni i radośni w usposobieniu. Można więc wysnuć wniosek, że stan naszego umysłu istotnie wpływa na jakość naszego życia. Stąd tak ważna w wielu chorobach jest fachowa psychoterapia. Właściwie prowadzona zawsze zwiększa szanse na pełny powrót do zdrowia.
Ponieważ dzieci są szczere i łatwowierne, świetnie radzą sobie z samoleczeniem własną wiarą.
W jednym ze szpitali onkologicznych zasugerowano małym pacjentom aby włączyli się do walki z chorobą poprzez codzienne wizualizacje. Polegały one na wyobrażaniu sobie, że guzy nowotworowe są bombardowane przez „wojsko” chorego dziecka. Efekty całościowego leczenia okazały się znacznie lepsze niż przy zastosowaniu wyłącznie konwencjonalnej chemioterapii.

W mojej praktyce lekarskiej często widywałem dowody świadczące o tym jak ważny jest stan umysłu chorego pacjenta. W jednym ze skrajnych przypadków miałem możliwość obserwować mężczyznę, który z powodu olbrzymiej tęsknoty za niedawno zmarłą żoną zaczął podupadać na zdrowiu. Mimo przez cały czas prawidłowych parametrów różnorakich badań z dnia na dzień opuszczały go siły – nie wykazywał przy tym cech konkretnej choroby. Konsekwentnie odmawiał leczenia szpitalnego. Podawane leki przeciwdepresyjne i środki tonizujące nie przyniosły spodziewanego efektu. Na kilka dni przed odejściem kolejno – stracił apetyt, przestał wstawać z łóżka, stracił wzrok – po czym zmarł.
Trudno było mi zrozumieć co się właściwie stało. Było to na wiele lat przed czasem, w którym zacząłem pojmować, że wiedza akademicka to zdecydowanie za mało aby skutecznie leczyć skomplikowane choroby.
Dzisiaj wiem, że kluczową rolę w procesie leczenia ma wewnętrzna (często nieuświadomiona) decyzja pacjenta. To pacjent na bardzo głębokich poziomach psychiki (by nie rzec duszy!) decyduje o swoim zdrowiu bądź chorobie.

lek. med. Waldemar Rybiński